wtorek, 30 lipca 2013

10 . Lodowy Pałac.

                                                                                                                   ~Saili~ ♥
           
             Obudził mnie straszny koszmar . Nie wiedziałam co się dzieje  . Amir spoglądał na mnie jak na ducha . Był wystraszony .
- Co ci jest Saili ? - Zapytał .
- Coś się dzieje , jesteśmy w niebezpieczeństwie , musimy uciekać !! - Wykrzyknęłam , zarazem wyjąc.
- Ale jak to ? Z kąt wiesz ?
- Miałam wizje w śnie . Coś jest bardzo blisko i może nas zabić  .
-Co ty wygadujesz ? !  Do cholery jasnej . To był tylko zły koszmar i tyle . Nic złego się nie dzieje . - Próbował mnie uspokoić  .
- Dobrze jak chcesz . Ale żebyś później tego nie żałował .

 Usiadłam . Zaczęłam lizać swoje futro . Powietrze stało się jakieś ciężkie , trudno mi było oddychać . Nagle Amir zaczął się dusić . Szybko do niego podbiegłam i zaczęłam go ratować .
- Aaamir !  Proszę ! Co Ci się stało!!  Amir nie umieraaj !! Proszę ! - Wyłam  .
Nagle z pyska Amira wyleciał pierścień . Złoty pierścień . Przypomniałam sobie , że ten pierścień już kiedyś widziałam gdy uciekałam z laboratorium .
- Ajj . Przeklęty pierścień ! - Wykrzyknął .
- Nic , nic Ci nie jest ? - Zapytałam .
- Nie ! To normalne , gdy ktoś dusi się pierścieniem , który utknął mu w gardle , nawet go nie dotykając !! -Wykrzyknął zdenerwowanie .
- No sorry , tylko zapytałam , nie  ? Dopiero co Cię poznałam . - Powiedziałam , gdy ktoś nagle wbiegł do naszej jaskini , paraliżując nas ogromnym ciałem. Były to inne wilki . Twarz miały bez uczuć . Spojrzenie miały zabójcze .
- AAAAAA co wy robicie !! - Krzyczałam i wyłam jednocześnie . Nie zdążyłam wypowiedzieć kolejnego zdania , gdy ktoś wpakował mi coś do pyska . I nie mogłam nic już powiedzieć  . Było mi tak okropnie źle , że myślałam jak bym się rozlatywała . Ja z Amirem byliśmy przywiązani jakimiś sznurami . Straszne basiory były tak okropnie silne że ciągnęły nas przez całą naszą  jaskinie , mając sznury w pysku  . Zaczęliśmy jechać jakimś powozem . Strasznie trzepało . Gdy najechaliśmy na jakąś górkę lub kamień , wszystko zaczęło podskakiwać  . Było coraz zimniej . Zaczęłam się bardzo trząść  .Amir z trudem podszedł do mnie i objął mnie swoim futrem , żeby mi nie było zimno . Przez nieszczelne ,, okna '' powozu zobaczyłam w oddali jakiś śnieżnobiały zamek . Był bardzo piękny. W ogóle cała kraina była bardzo piękna , jakby taka z bajki . Zawsze marzyłam , żeby do niej przybyć tylko nie w takich okolicznościach . Powóz stanął .Wrota od powozu otwarli dwaj napakowali mężczyźni w maskach . Spróbowałam wypluć to co miałam w pysku i wyplułam i zaczęłam na nich warczeć . Ale to chyba pogorszyło sprawę . Po tym stali się bardziej agresywni i wrogo nastawieni do nas . Amir siedział spokojnie i podejmował się im wszystkiego co zapragnęli , jakby wiedział jacy są  . Bardzo mnie to zarazem zaniepokoiło jak i  zaciekawiło . Szliśmy powiązani sznurami . Wyrywałam się . Amir  przeciwieństwo mnie szedł spokojnie . Szliśmy przez bardzo długi korytarz pokryty lodem . Wszędzie było zimno. Wreszcie doszliśmy . Był to jakiś loch . Trafiliśmy tam za kraty , jak do jakiegoś więzienia . Trafiłam z Amirem to tej samej ,,celi '' pewnie myśleli , że jesteśmy parą . Zaczęłam wyć i skamleć . Ale to nie pomagało .
- Co teraz będzie , co to za miejsce ? - Zapytałam Amira .
- To lodowy pałac Ashrana . Pamiętasz opowiadałem Ci o nim trochę. Miałaś rację . Mogliśmy uciec . Przepraszam . To moja wina . Możesz mnie rzucić na pożarcie krokodylom . Nie wiem zabić nawet . Znowu jesteś uwięziona . Naprawdę Przepraszam .
- Nic się nie stało , to nie twoja wina . I tak jakbyśmy uciekli to i tak nas by dopadli  .
Nagle ktoś rzucił w nas jakąś strzałom . To był lek usypiajający . . .


poniedziałek, 29 lipca 2013

9. Wróg, a zarazem przyjaciel


                       
                                                          ~ L.I.L.A.Y.N.E~

Im bardziej zagłębiałam się w te przeklęte szpony dzikiej puszczy, tym bardziej czułam, że z tym miejscem jest coś nie tak. Czułam to w głębi duszy. Jakby coś zżerało mnie od środka. Okropne uczucie. Teraz jednak w mojej głowie siedziała jedna jedyna myśl – znaleźć Saili. 
 - To wszystko dzieje się za szybko. – Jęknęłam spoglądając w górę, gdzie kobaltowe niebo przysłaniały grube gałęzie drzew uniemożliwiając przedostanie się promieni słonecznych. Westchnęłam głęboko, chcąc nabrać jak najwięcej tlenu. Coś w mojej chorej głowie podpowiadało mi, abym się nie zatrzymywała.
Oczywiście, że się nie zatrzymam…
Pomknęłam przed siebie nie myśląc już nie więcej, gdyż wyszłoby to tylko na moją niekorzyść. Wykonywałam przeróżne slalomy między drzewami, przeskakiwałam przez kłody i przedzierałam się przez gęste krzewy. Mój mózg wyłączył się na wszelkie inne sygnały. Był tylko bieg i to, co znajduje się przede mną. To był mój najgorszy błąd, który doprowadził mnie do śmierci…
   W ten poczułam jak coś z wielką siłą uderza we mnie. Łupnęłam o ziemię, czując jak jakiś ciężar nie da mi się podnieść. Sparaliżowana strachem wstrzymałam oddech. Ciemność jaka na chwilę przysłoniła mi oczy, nie dała dojść do mózgu informacji o tym kim jest ten osobnik nachylający się nade mną. Usłyszałam wrogie warknięcie, a kły niebezpiecznie błysnęły tuż przy mojej szyi. W porę jednak odzyskawszy trzeźwy rozum, zamachnęłam się łapą uzbrojoną w ostre pazury zadając cios napastnikowi, który wydał z siebie przeraźliwy syk. Odskoczyłam parę metrów dalej, jednak po chwili znów miałam przyjemność poczuć na sobie czyjś ciężar. Tym razem zaczynało brakować mi tchu. Dusiłam się. Wierzgałam łapami, próbowałam wyrwać się z tego żelaznego uścisku, jednak bez najmniejszego skutku. W ten, wilk na chwilę tracąc czujność nieco rozluźnił uścisk. Wykorzystując okazje, która mogłaby się nie powtórzyć, ugryzłam go w łapę szybko odtrącając od siebie. Ponownie zamachnęłam się łapą i walnęłam wilka prosto w pysk pozostawiając na nim krwawy ślad. Wróg zachwiał się na łapach, a ja robiąc szybką akcję skoczyłam na niego, w skutku czego po chwili leżeliśmy na ziemi. Teraz ta ja byłam górą.
- Mam Cię… - Wysapałam z trudem. Teraz mogłam przyjrzeć się dokładniej mojemu napastnikowi. Był to szaro – czarny basior. Miał czarną grzywkę, która bezwładnie opadała mu na oczy przymknięte powiekami. Na oko liczył około czterech lat. Zauważyłam kątem oka szkarłatną stróżkę spływającą z jego skroni.
Rozumiem…
Zgrzebałam się z wilka, a samego jego wrzuciłam sobie na grzbiet. Nic nie sugeruje, ale nawet najgorszemu wrogowi nie chcę dać kary pozostania w tym okropnym miejscu.


Zbliżało się południe. Ja wraz z pasażerem na gapę, który znajdował się nadal na moim grzbiecie zdążyłam już wyjść na otwartą przestrzeń. Słońce wisiało wysoko na niebie oplatając swymi promieniami cały świat. Jeden z promieni zawisł na mojej twarzy ciepło ją muskając. Uśmiechnęłam się mimowolnie, na chwilę zapominając o bożym świecie. Po chwili jednak dał mi o sobie znać mój „bagaż”, pod którym łapy same mi się uginały. Postanowiłam szybko poszukać jakiejś jaskini w której mogłabym złożyć nasze zwłoki. Potruchtałam dalej przed siebie bacznie rozglądając się na wszystkie strony. W ten moje oczy dostrzegły niewielką jaskinię skrytą między zaroślami. Bez chwili namysłu podbiegłam do niej i resztkami sił zrzuciłam z siebie wilka, sama padając na chłodną ziemię.
Ciekawe, co jeszcze…
Westchnęłam głęboko spoglądając na basiora. Spał. Postanowiłam wybrać się na małe polowanie w celu zapełnienia braków żywności. Ponownie opuściłam jaskinię i zniknęłam za ścianą zieleni. Wyostrzyłam wszystkie moje zmysły. Nagle dotknął mnie zapach zwierzyny. Uśmiechnęłam się szatańsko. Na małej polanie pasło się niewielkie stado saren. Zakradłam się w krzakach czekając na odpowiedni moment. Gdy moja ofiara podeszła wystarczająco blisko, skoczyłam zatapiając kły w tętnicy. Sarna szybko padła na ziemię, która nasiąkła czerwoną osoką. Oblizałam z degustacją kły, a następnie zacisnąwszy żelazny ucisk na szyi sarny, zawlekłam ją do jaskini.
   Gdy dotarłam na miejsce, wilk już nie spał. Siedział w kącie jaskini świdrując mnie tym swoim lodowym spojrzeniem.
- Spojrzenie jednak mamy to samo. – Uśmiechnęłam się lekko kładąc zwierzynę na ziemi. Wilk nie poruszył się ani o centymetr, jakby ktoś nagle zamienił go w kamień.
- Kim jesteś? – Spytałam siadając parę metrów dalej.
- Mam misję Cię zabić. – Warknął. – Dlaczego więc, Ty mnie ratujesz?
- To proste, nie mogłabym Cię zabić. Wytłumaczę to tak, że nie chcę Cię zabijać. – Uśmiechnęłam się. – Ale dlaczego Ty chcesz mnie zabić?
- Taka misja. – Prychnął pod nosem odwracając wzrok.
- Misja? – Powtórzyłam zaintrygowana.
- Słyszałaś o złym czarnoksiężniku? Ma na imię Ashran. Zawładnął tą całą krainą, jak i jej ludnością, chociaż jest tylko nędznym człowiekiem, jest bardzo silny. – Westchnął. – Są też Ci, którzy mu służą, a na skinienie jego palca, zrobią wszystko..
- Nawet pozbawią kogoś życia… - Dokończyłam szeptem. Wilk wzdrygnął się na samo brzmienie tego słowa. Powietrze stało się ciężkie i przepełnione wszechobecną ciszą i błogim spokojem. Po chwili jednak przerwałam tę barierę zadając pytanie:
- Jak masz na imię?
- C-co? – Wydukał.
- Jak masz na imię? – Powtórzyłam lekko rozbawiona.
- …. Sean. – Odparł po chwili przenosząc na mnie swój lodowy wzrok.
- Miło mi, ja jestem Lilayne, ale możesz mi mówić Lili. – Zaśmiałam się.
Czy on w ogóle się nie uśmiecha?
- Halo? Panie? Jest pan tam?
- Cicho…
- Co?
- Bądź… Cicho… - Przeliterował mi z kamiennym wyrazem twarzy wpatrzony w ziemię.
- Co się stało?
- On tu jest…
- Kto?
- Ashran. Zbliża się, ale nie do nas. Na północ stąd znajdują się dwa wilki. Wilczyca i wilk. Są w śmiertelnym niebezpieczeństwie…
Jedyna myśl – Saili
- D-dwa wilki… - Wyjąkałam. – Musimy im pomóc!
- On mnie zabije, jeśli mnie dorwie! – Warknął. – Nie wykonałem swojej misji, nie zabiłem Cię. Nie mogę teraz pokazać mu się na oczy, bo sam zgi… - Nie dane mu było dokończyć, gdyż jego pysk spotkał się z moją łapą.
- Myślałam, że jesteś inny! Okazało się jednak, że w głębi jesteś małym, nadętym wilczkiem, który tylko gdy zrobi się niebezpiecznie to kuli ogon i ucieka! Co z Ciebie za wilk do cholery jasnej! – Wydarłam się na Sean’a, który wlepiał we mnie wielkie oczy. Poczułam ulgę. Wszystko co dusiłam w sobie znalazło ujście. Cały gniew i smutek. Szybko odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Nie minęło jednak dużo czasu, gdy usłyszałam dudnienie łap obok mnie.
- Idę z Tobą. – Powiedział wyrównując ze mną swój bieg. Uśmiechnęłam się w duchu, że jednak nie idę tam sama.



czwartek, 25 lipca 2013

8. Dziwna Kraina .

                                                                                              ~Saili~ ♥

         Obudziłam się z bólem łapy . W ogóle byłam cała obolała . Widziałam tylko przed sobą : śnieg , lód , i rzekę w połowie zamarzniętą . Nie wiedziałam gdzie jestem . Było tak zimno , że nawet nie mogłam trzeźwo myśleć. W głowie mi się kręciło , byłam tak obolała , że nawet wstać nie mogłam . Ale żyję.... - Pomyślałam
- Ja żyję ... - Wykrztusiłam .
- Ale gdzie jest Lilayne !!  Liiilii !! Gdzie jesteś ?? !! - Krzyczałam  . 
- W ogóle co to za miejsce ?  Gdzie ja jestem  ?
Próbowałam wstać . Mogłam tylko o tym pomarzyć . Moje 2 łapy były tak uszkodzone , że nawet nimi nie mogłam ruszyć ... Straciłam przytomność ...
    Obudziłam się w jaskini .Było ciepło... i zarazem przytulnie. Dźwięk ogniska był tak przyjemny , że nie mogłam oderwać od niego oczu . Ale... zaraz , zaraz . Przy ognisku ktoś siedział .Próbowałam się podnieść , żeby chociaż ukradkiem oka , spojrzeć na tego kogoś . Ten ,, ktoś '' to basior . Nie zdołałam zobaczyć wiele wyglądu ale zapamiętałam tylko trochę . Był czarno , brązowo , biały . Miał śliczny uśmiech .Spoglądał na mnie cały czas.
- Hej ... czy wiesz może jak tu się znalazłam i w ogóle , gdzie ja jestem ... - Spytałam , troszkę przerażona  .
- Cześć ..  Tak ... Ja się tutaj przywlokłem . - Odpowiedział przemiłym głosem .
- Ale , ale , ale ... Poco!!  i w ogóle , gdzie ja jestem do cholery jasnej !?
- A co chciałaś zamarznąć  ? I jesteś w mojej jaskini ...
- Aha , fajnie wiedzieć  . Ale może ja sobie już pójdę , nie będę nadużywać twojej gościnności . - Odpowiedziałam , zwlekając się z ziemi , pokrytej suchą trawą .
- Nieeeeee !!  Stój . Nie możesz teraz iść . !  To lodowa kraina , tu całe życie trwa zima . Zamarzniesz jeżeli wyjdziesz .
- Jak to nie mogę wyjść ?! Czy ty siebie słyszysz ? Może jeszcze będę tu siedzieć całą wieczność , nie ?
- Tak....  W tej krainie nikt nie przeżył kto jest na wolności ... Nikt . - Powiedział spokojnym głosem . Ta kraina zwana jest Lodową Krainą , inaczej Razzaer . Z tej krainy nikt nie wyszedł żywy . Jedynie kto jest w jakimś zadaszeniu  , czy coś . Legenda mówi , że pewien Król , panował tą krainą , był bardzo dobry . Miał córkę , która ożeniła się z jakimś Czarnoksiężnikiem , który przejął tron i rozsiewa zło . Podobno żyje do dziś ...  Nikt nie próbował mu się sprzeciwić . Podobno śnieg , jest główną przyczyną śmierci...
- Ee tam , to nie prawda - Zaprotestowałam .
- Z kąt możesz wiedzieć  ?!  Jesteś dopiero pierwszy raz w tej krainie ... - Powiedział nieznajomy .
- Ale przecież ty mnie uratowałeś , to jak śnieg może być zatruty , hmm  ?
- Mam specjalny eliksir który działa tylko przez 30 min. na dzień .
- Taa , rozumiem . - Odpowiedziałam . - Daj mi ten eliksir . !
- Niee , to moja własność !! . - Krzyknął..
- Okej , dobra , jak chcesz , ja idę .  Dobranoc Ci życzę , miłych snów. - Powiedziała spokojnym głosem .
- AAaaa , zaczekaj , niee idź . Proszę .  Ale nie możesz wziąść tego eliksiru , dlatego , że jeżeli go dam , czarnoksiężnik rzuci na mnie zły czar . I wtedy nie będę już wilkiem . - Wyjaśnił .
- Aha , okej . Dobra ja już idę spać . Jestem bardzo śpiąca . Pogadamy jutro . Dobranoc .
- Dobranoc Saili ... - Odpowiedział.
- Saili... z kąt znasz moje imię ... ? Mhmhm .? - Zapytała zdziwiona .
- Aaaaa tam nieważne , powiem Ci jutro , okej  ? - Zapytał .
- No , dobra . Dobranoc . - Odpowiedziała .
 Saili poszła spać .Śniła jej się siostra Liayne . W tym samym momencie gdy  Saili  zaśniła o Lilayne,  Saii właśnie się obudziła .
- Właśnie , gdzie jest Lilayne ?! O Boże , gdzie jest Lilayne ? < płakanie > - Łzy wilczycy , spływały po jej sierści .
- Boże , a co jeśli ona ... - Niedokończyła .
-Nie żyje ? - Rozległ się głos w ciemnościach .
- Haloo , Haloo , kim jesteś  ?
-To ja Amir. Nie bój się , nic się nie stało twojej siostrze . Ona żyje. Teraz podąża na wyprawę w poszukiwaniu Ciebie .
-A ty z kąt wiesz  ? Co ?
- A mam swoje sposoby na to... Dobranoc , kolorowych snów , śpij dobrze .
- Dobranoc.
Saili zasnęła . Spała bardzo głębokim snem . Śniła o rzeczach bardzo przyjemnych i wesołych.. W głębi duszy wiedziała , że siostrze nic się nie stało ...


poniedziałek, 22 lipca 2013

7. Razzaer

                                             ~L.I.L.A.Y.N.E~

                         
Czas jakby nagle zatrzymał się w miejscu. Wszystkie obrazy stanęły w miejscu zlewając swoje kolory w jedną plamę. Czułam, jakbym miała zaraz upaść. Jakby ktoś wstrzyknął mi w łapy wodnistą substancje, która rozeszła się po całym moim ciele. W głowie jakiś nieznajomy mi głos, krzyczał tak znajome słowo, tak znajome imię.
Saili…
Szybciej, niż mój mózg zaczął reagować, zareagowało całe moje ciało. Runęłam w dół za moją siostrą w nadziei, że zdołam ją jeszcze dosięgnąć, zanim roztrzaska się o ostre krawędzi skał spoczywające nieruchomo w dole, niczym drapieżcy wyczekujący swej ofiary. Byłam tak blisko. Jedynie centymetry dzieliły moje pazury od jej śnieżnobiałego futra. Wiatr szalenie piszczał mi w uszach, próbując spowolnić mój lot. Dystans, który dzielił nas od śmierci malał w szaleńczo szybkim tempie i nawet nie wiedziałam kiedy nastała bezkresna ciemność.

Sama nie wiem, co mnie obudziło. Tyle się wokół mnie działo. Słyszałam potok rwącej rzeki, tuż obok mnie, słodki śpiew ptaków latających nad moją głową. Próbowałam otworzyć oczy, jednak pożałowałam tego i zaraz je zamknęłam z uwagi na rażące promienie słoneczne. Westchnęłam głęboko, aby po chwili zwlec się z suchej ziemi na cztery łapy. Rozejrzałam się badawczo, próbując sobie przypomnieć, co się właściwie stało. Pamiętałam jedynie to, że rzuciłam się za Saili w przepaść, chcąc ją ratować, jednak jakoś marnie mi to chyba wyszło. A co, jeśli ona…
Nie żyje…
Nie chcę jej znowu stracić po tym, jak dopiero co odnalazłyśmy siebie nawzajem. Z trudem powstrzymując łzy, który same napływały mi do oczu potruchtałam przed siebie. Chciałam choć spróbować znaleźć wskazówkę, która da mi odpowiedź, czy moja siostra jeszcze żyje. W ten w mojej głowie usłyszałam głos.
Kieruj się na północ… Kraina wiecznie skuta lodem i śniegiem czeka. W jej zgliszczach znajdziesz to, co dla Ciebie cenne najbardziej. Za siebie się nie oglądaj, to ważna wskazówka. Idź prosto, przed siebie, a serce Twe Cię posłucha.
Stanęłam jak wryta nie mogąc uspokoić własnych myśli szalejących w mojej głowie. Co to miało znaczyć? A jeśli ktoś robi sobie żarty? Westchnęłam głęboko. Nawet jeśli, to co mi szkodzi spróbować? Nie mam nic do stracenia, a może nawet coś zyskam. Kraina wiecznie skuta lodem i śniegiem… Chyba chodziło o Razzaer, Krainę Lodu. To dobre parę dni wędrówki. Muszę to zrobić.
   Nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie, wzbiłam się w górę i poszybowałam przed siebie. Szaleńczy wiatr pchał mnie do przodu, bawiąc się długimi kosmykami mojego śnieżnobiałego futra. Na moim pysku zagościł znikomy uśmiech. Jeśli ona tam jest.. Nie… Ona na pewno tam jest, wierzę w to. Musi tak być.

Dzień powoli chylił się ku zachodowi. Słońce już całkowicie znikło z błękitnej płaszczyzny nieba, oddając panowanie księżycowi. Zniżyłam nieco lot, aby po chwili gładko stanąć na ziemi na czterech łapach. Rozejrzałam się. Nie było tu ani jednej żywej duszy. Nawet zwierzęcia.
Co to za miejsce…
Wiedziałam jedno. Nie podobało mi się to. Wszystko tutaj było jakieś dziwne. Nawet roślinność. Co to za kraina? Wcześniej nawet przez głowę by mi nie przeszło, aby tutaj spędzić noc, jednak w tej chwili nie było innej możliwości, jak tylko ułożyć się pod drzewem i zasnąć.

czwartek, 18 lipca 2013

6. Poszukiwania i wypadek.

                                                                                                  ~Saili~ ♥

           Nazajutrz po bardzo wypoczętej nocy , obudziłam szybko Lilayne i szybko popędziłam , żeby zjeść śniadanie .Bardzo mnie korciło , żeby szybko znaleźć kogoś do watahy . Tak bardzo mnie to pochłonęło , że zamiast łbem do miski natrafiłam na kamień .
- Ajjj cholerny kamień . - Pisnęłam .
- Spokojnie , spokojnie , nie denerwuj się - Powiedziała spokojnym głosem Lili .
- Jak mam być spokojna jak nie mogę się skupić  .Tak bardzo chcę już wyruszyć . Kiedy wyruszymy ?! - Rwałam się .
- Już niedługo . Muszę tylko ogarnąć jaskinię i zjeść śniadanie. Ty idź przygotować nas do wyprawy . - Oznajmiła Lili .
Nie mogłam się skupić , w ogóle nie kontaktowałam .Nie wiedziałam nawet co pakuję . Coś się ze mną działo niedobrego .Kręciło mi się w głowie .Łapy się pode mną uginały . Chciałam krzyknąć , ale tylko tyle udało mi się z siebie wydobyć.
- Liil...... !! - Urwałam w połowie słowa , nie mając już sił na więcej . Niestety Lilayne nie usłyszała  . Upadłam .
- Czułam jak na mojej głowie świta tylko 12 gwiazdek , kręcących wokół mojej głowy .Za chwilę widziałam tylko ciemność...
-Saili !! , Sailii!! , Sailii ty tępa dzido !!! , co Ci się stało ? - Słyszałam jak ktoś mnie woła . Nic nie odpowiedziałam . Potem poczułam jak coś lub ktoś polewa mnie wodą . Wzdrygnęłam się  .
- Boooże !!! Co ty wyprawiasz ??!! Na rozum Ci upadło ?? !! Słoneczko za bardzo przygrzało ??!! - Krzyczałam .
- Chyba tobie przygrzało za bardzo !!  Co się z tobą dzieje , od raza chodzisz jak struta , lub coś . Nic Ci nie jest ??!! Bożee !! Co to za beznadziejne pytania zadaje . Oczywiście , że Ci coś jest !!
- Nic mi nie jest Lil . - Uspokoiłam ją.
- Jak to nic ? ! Upadasz sobie na ziemię , z byle powodu ? Ojjj nie !! Muszę biec po jakiegoś lekarza.. ( Lekarza wilka  jak coś xd)
- Ogłupiałaś ?! Ja się nie będę badać .Ja idę w poszukiwaniu wilków do watahy czy tego chcesz czy nie .  - Broniłam się .
- Dobrze jak tam chcesz . Jak będziesz prosić o pomoc , jak będziesz umierać . NIE licz na mnie . - Mówiła Lilayne .
- Na pewno nic mi nie jest . Przyrzekam . Nie czuję się źle .
- No dobra , choć my . Ale jeżeli będzie Ci się coś dziać to mów.
- Okej , okej . - Obiecywałam .
Wadery szły i szły . Omijały szerokim łukiem las. Nie chciały do niego wchodzić , bo nie chciały się zgubić . Dążyły do swojej wioski ( gdy były jeszcze młodymi wilczkami mieszkały tam ) , oddaloną o 10 km od ich jaskini . Ale szły , wytrwale dążyły do upragnionego celu .Nie zważała im niepogoda czy coś specjalnego . Doszły do starego , walącego się mostu . Obok niego stało drzewo a na nim regulamin przechodzenia .
- REGULAMIN PRZECHODZENIA ? ! Hahahahhahahahaahahhahahahahahahah , śmieszne  . - Śmiała się Saili .
- Nie śmiej się , to poważne . - Ostrzegała Lilayne .
- Poważne ??!! Kpisz sobie ....
- Nie , nie kpie sobie . Jeżeli źle przejdziemy możemy zginąć .. .
- Woow interesujące... - Drwiła Saili.
Po przeczytaniu regulaminu przez Lilayne , Saili nie zważając na jakość mostu , wskoczyła na most i zgrabnie przemieszczała się po nim . Pierwsza zasada brzmiała : NIE WOLNO LATAĆ. 
- Saaaili uważaaaaj !!! - Krzyknęła Lili .
Gdy Saili się obejrzała już spadała z mostu . . .




środa, 17 lipca 2013

5. Trening i pomysł


                                                                  L.I.L.A.Y.N.E

- Dobranoc, Lili. - Szepnęła biała wilczyca, tak bliska memu sercu, która wtuliła się we mnie zamykając niebieskie ślepka. Objęłam ją czule skrzydłem.
- Dobranoc, Saili. - Odparłam, zapadając w głęboki sen, niczym w ocean bez dna.

                                                                         ~♥~

    Gdy się obudziłam, słońce wisiało już wysoko na niebie. Nie potrafiłam jednak określić dokładnie, która jest godzina. Domyślałam się, że dochodziło południe.
   Delikatnie, aby nie obudzić ciągle śpiącej Saili, zrzuciłam ją z siebie. Ta wydała tylko cichy pomruk, a następnie zwinęła się w kłębek zakrywając pysk łapą. Zaśmiałam się cicho i wyszłam z jaskini na zewnątrz. Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem, a następnie ruszyłam w las.
  Powolnym krokiem szłam przed siebie, wsłuchując się w słodki śpiew ptaków, które latając nad moją głową wiły sobie gniazda w koronach drzew. Na moim pysku zagościł uśmiech. Wszystko tu było tak piękne. Tak spokojne. Tu wszystko było inne. Nie to, co ludzie. Te dwunożne istoty pozbawione krzty rozumu i uczuć. Są jak roboty, których zbudował świat. Nienawidzę ich z całego serca.
   W ten zatrzymałam się nagle i zrozumiałam, że stoję w wodzie. To całe rozmyślanie tak pochłonęło mnie, że aż zapomniałam o świecie rzeczywistym. Wybuchnęłam gromkim śmiechem przewracając się do wody.
Głupia ja...
Gdy już uspokoiłam się, spojrzałam w swoje rozmazane odbicie. Nagle do głowy wpadł mi świetny pomysł. A jeśli by tak chwilę potrenować? Tylko chwilkę. Stworzyłam sobie dwóch przeciwników, dokładnie takich samych jak ja, jednak ci byli tylko rekwizytami. Uśmiechnęłam się chytrze wzbijając w górę. Moje cienie dokładnie podążyły za mną, i już po chwili poczułam przypływ mocy, która została uśpiona w moim ciele. Wróg rozpoczął atak. Stworzył kulkę niebieskiego, lodowego ognia, która była wycelowana wprost we mnie. Szybko uniknęłam ataku, natomiast rozpoczęłam kontratak. Nie chciałam być dłużna. Wyczarowałam lodowe łańcuchy z ognia, które niczym węże w mig poleciały ku moim cieniom. Jeden sobowtór zgranie uniknął ciosu, jednak drugi został przygnieciony do ziemi, a następnie rozpłynął się w powietrzu.
- Tylko na to was stać! - Krzyknęłam wzbijając się coraz wyżej. Gdy byłam już dostateczne wysoko, niebo zapłonęło błękitem, z którego poleciał deszcz lodowych kulek ognia. Tworząc tornado, dodałam do niego nieco mojego ognia, który stworzył mieszankę wybuchową, dobijając ostatniego przeciwnika. Zawyłam w euforii. Może to było tylko marne zwycięstwo przeciwko moim sobowtórom, jednak dla mnie był to naprawdę nie lada wyczyn. Czułam, że pokonałam samą siebie.
   Gładko wylądowałam na ziemi wzbijając w powietrze tysiące drobin kurzu, od których zachciało mi się kichać. Z trudem powstrzymałam się od tej czynności. Poczułam jednak jeszcze coś innego.
Ktoś mnie obserwuje?...
Gwałtownie się odwróciłam. Zdążyłam ujrzeć tylko szare oczy znikające w ciemności. Ciekawe, kto to był. Westchnęłam głęboko i postanowiłam wrócić do jaskini. Gdy dotarłam na miejsce, Saili już nie spała.
- Hej. - Uśmiechnęłam się do niej. - Jak się spało?
- Świetnie! - Zaśmiała się. - Gdzie byłaś, Lili? Martwiłam się o Ciebie.
- Spokojnie, nic mi nie jest. Byłam się tylko przejść, trochę potrenować. - Wytłumaczyłam nadal się uśmiechając.
- Uff, chociaż tyle. Zgłodniałam. Idziemy na polowanie?
- Pewnie. - Nagle coś mnie olśniło. Jak z bicza strzelił, olśniło mnie. - Saili! - Krzyknęłam skacząc na nią.
- Kogo biją?!
- Nikogo padalcu! Załóżmy watahe! - Zamerdałam radośnie ogonem.
- Watahe? - Powtórzyła zaintrygowana.
- Pewnie! A czemu by nie?
- Ha! Zgoda! Postanowione!

                                                                        ~♥~

4. Bajeczne miejsce.

                                                                                                ~Saili~ ♥

          Byłam w siódmym niebie ... Nareszcie miałam ze sobą moją siostrę  ... tylko moją , najcudowniejszą , mądrą , piękną siostrzyczkę tylko dla siebie . Rozmawiałyśmy całą noc w mojej jaskini . Musieliśmy odrobić co straciliśmy przez tyle lat . Nazajutrz byliśmy głodne i spragnione. Pomyślałyśmy ,  że pójdziemy coś upolować . Wyszłyśmy z jaskini i zaczęłyśmy podążać ku wschodzącemu słońcu .  Nagle,  niespodziewanie rozłączyliśmy się . Nie skupiałam się już na polowaniu i burczącym brzuchu , szukałam mojej jedynej siostry . . . Myślałam , że na nowo ją stracę. Wzbiłam się w górę żeby zobaczyć z góry , jakieś wskazówki , żeby odnaleźć  siostrę .Spłynęła mi łza... Myślałam że to już koniec. Gdy byłam w górze zobaczyłam znowu jakiegoś  ,,wybawiciela '' który pokazywał mi coś na niebie. ,,Wybawiciel '' gdy to pokazał znikł tak jak się pojawił . Zaciekawiona podleciałam bliżej żeby zobaczyć co mi pokazywał .Na dole była .... moja siostra. Szła sobie i coś podśpiewywała pod nosem . Zniżyłam lot i pobiegłam do Lilayne . Bardzo się ucieszyłam i uściskałam ją tak mocno , że aż pisnęła  .
- Ajjj ... co ty robisz ? - Zapytała oburzona. 
- Dlaczego zniknęłaś nic nie mówiąc ? - Spytałam .
- Przecież miałyśmy szukać jedzenia , sama tak powiedziałaś .
- No tak ale myślałam , że ktoś Cię porwał , czy coś w tym stylu . 
- Eee tam , ty tylko o jednym .
- No dobra . Znalazłaś coś do jedzenia ? - Spytałam . 
- Oo tak . - Powiedziała , wyjmując z małego plecaczka : jakiegoś ptaka , padlinę , mięso .
- Wow ! Chodźmy do domu , zrobimy ucztę. 
- Nie tak prędko , moja siostrzyczko . - Oznajmiła , uśmiechając się .  :) 
- Yyy , a gdzie idziemy ? 
-Zobaczysz , to niespodzianka . 
Szły , szły i szły , Saili oczywiście z zamkniętymi oczami aż w końcu doszły . Lili ( Lilayne) powiedziała do Saili , że może już otworzyc oczy ,
- Woow !! -  Wykrzyknęła  Saili . Tu , tu , tu jest pięknie , co to za miejsce ? 
- Nie pamiętasz  ? - Zapytała  . 
- Nie ? 
- Ojj Saili ,  przecież to nasze ,, bajorko '' tu zawszę się bawiłyśmy jak byłyśmy małe. 
- Ahh no tak , ale ze mnie gapa . Ehh 
- Noto jak wskakujemy ? - Zapytała  już przymierzająca się do skoku Lili . 
- No jasne , marzyłam o tym dzisiaj ,  żeby się wykąpać . 
Całe popołudnie spędziły na zabawie w wodzie , wśród wodospadów , przejrzystej wodzie i pięknych zielonych krzaczków .
 - Ahh co za ukojenie . - Oznajmiła Lili. 
- No a jak , jeszcze tylko zjemy tutaj i idziemy do domu   ?  Muszę odpocząć po tym wyczerpującym dniu , zarazem miłym jak i trzmającym w napięciu . 
Po kolacji nad bajecznym miejscem , wróciły do domu . Saili od razu wskoczyła na ,, łóżko '' i poszła spać . Śniła o tajemniczym ,, wybawicielu '' Lilayne też szybko poszła spać ...


_____________________________

Hejoo . Tutaj macie bajeczne miejsce . :D 






wtorek, 16 lipca 2013

3. Spotkanie


                                                         ~ L.I.L.A.Y.N.E~

Nagle poczułam, że spadam. I właśnie tak było. Z zawrotną prędkością spadałam w dół. Dystans, jaki dzielił mnie i twarde podłoże gwałtownie się zmniejszał. Wiatr szaleńczo atakował mnie ze wszystkich stron, jednak ja nieugięta nie pozwoliłam mu wygrać.
   W ostatniej chwili rozłożyłam skrzydła, ponownie wzbijając się w górę. Kochałam te moje ekstremalne loty. Wtedy czułam, że jestem sobą. Czułam jak moja krew płynie szybciej. Czułam przyśpieszone bicie serca. Jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej.
Jest wspaniale...
Zniżyłam nieco lot, przysiadając na jednej z gałęzi drzew. Nabrałam do płuc tyle powietrza, ile mogłam. Oprócz zapachu zwierzyny, oraz człowieka, poczułam też innego wilka. Zaintrygowana wyostrzyłam wszystkie zmysły.
Może zdołam określić, gdzie się znajduje... 
Był niedaleko. Jakieś pięćset metrów ode mnie.
   Uśmiechnęłam się zeskakując z drzewa. Jeden głęboki wdech i ruszyłam przed siebie truchtając. Czułam. Gdzieś w głębi po prostu czyłam, że od tej chwili coś się zmieniło. Od momentu, w którym wyczułam ten zapach. Wiedziałam już wtedy, że to spotkanie nie będzie zwykłe.
   Czy to ja szłam wolno, czy to a droga tak bardzo mi się dłużyła? Sama już nie wiedziałam. Jakby zamiast bliżej, była coraz dalej celu. Potrząsnęłam przecząco łbem.
Dziwne mam myśli...
W tym momencie usłyszałam szelest. Stanęłam jak wryta czując, że moje łapy wrastają się w ziemię. W chwilę potem zdążyłam się jednak otrząsnąć. Obnażyłam kły i warknęłam ostrzegawczo, aby móz wyglądać groźnie tak na wszelki wypadek. Nagle zza krzaków wyjrzały wielkie niebieskie oczy, przyglądające mi się ciekawie. Uniosłam w górę jedną brew nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi.
- Kim... Kim jesteś? - Wydukałam po chwili. W ten postać ukazała mi się całkowicie. Była nią biała wilczyca z błękitnymi znakami na pysku, oraz futrze. Po bokach wyrastała jej para śnieżnobiałych skrzydeł.
- Ja? Mam na imię Saili. - Uśmiechnęła się do mnie. - A ty?
- Lilayne. - Odwzajemniłam uśmiech. - Ale możesz mi mówić Lila. Skąd się tu wzięłaś? Czyli to Ty jednak byłaś tym wilkiem, którego wyczułam.
Znajoma jakaś się wydaje...
- Owszem. Lila? Heh... Zbieg okoliczności. Moja siostra miała na imię Lilayne. Ale... - Tu urwała zdanie zwieszając łeb.
- Ale?...
- Porwali ją... Porwali nas.
- Kto porwał? - Dopytywałam.
- Ludzie, naukowcy. Byłyśmy wtedy jeszcze zwykłymi wilkami. Rozdzielili nas wtedy. Nie wiem, co się z nią stało. Nic nie wiem.
N- niemożliwe... - Saili... - Szepnęłam, a w kącikach oczu pojawiły się łzy. - Saili! - Rzuciłam się na nią mocno tuląc do siebie. - Wreszcie Cię znalazłam... Wreszcie. Wreszcie będziemy razem. Tylko razem...

niedziela, 14 lipca 2013

2. Nowe życie .

                                                                         ~Saili~

        Obudził mnie krzyk ludzi. Poczułam się jeszcze senna i zmęczona. Nagle uchyliły się drzwi. Była to pewna niska kobieta już w podeszłym wieku , miała szarozielone oczy i była przebrana w biały fartuch. Trzymała coś w dłoni . Była to tacka z jakimiś lekami. Wyjęła igłę i zaczęła podążać w moim kierunku. Zaczęłam skamleć . Poczułam tyle mrowienie na brzuchu i potem zobaczyła ciemność  . Obudziłam się w jakimś samochodzie . Bardzo trzepało .Byłam przywiązana jakimiś linami . Odgryzłam je i wyskoczyłam z samochodu ponieważ tylne drzwi samochodu nie były domknięte. Zaczęłam się turlać po jakimś urwisku .Kamienie zaczęły spadać mi na głowę i łapy . Poczułam ból . Jeden , duży kamień przycisnął mi przednią łapę. Zaczęłam wyć do księżyca  . Nagle jakiś nieznajomy ,, ktoś '' odepchnął ode mnie kamienie i wzbił się w powietrze i odfrunął... Nagle przypomniałam sobie , że ja też mam skrzydła i wzbiłam się w powietrze, niestety nie za wysoko ponieważ moje skrzydło było uszkodzone od tego upadku . Zaczęłam iść. Przedzierałam się krzaki i różnego rodzaju rośliny . Szłam zamyślona kim mógł być ten ,, wybawicie'' , że tak go mogłam nazwać.  Doszłam do niewielkiego źródełka . Woda była krystalicznie czysta. Zaczęła z niego  łapczywie chłeptać wodę.  Woda  była tak smakowita , że nie mogłam się od niej  oderwać  . Zobaczyłam w oddali , że coś odbija się od światła księżyca . Podeszłam bliżej . Zobaczyłam jakiś złoty pierścień . Moja ciekawość nie dawała mi spokoju . Założyłam go sobie na pazur . Niespodziewanie poczułam , że coś się we mnie zmienia . Poczułam że mogę władać wodą i Ziemią  . Nawet moje skrzydło ,, ozdrowiało '' i  miałam je jeszcze piękniejsze . Coś mnie zaczęło korcić żeby wzbić się w powietrze.  Leciałam i leciałam omijając korony drzew. Księżyc jasno świecił i wskazywał mi drogę gdzie mam lecieć  . Niedaleko na wschód zobaczyłam jaskinie . Pomyślałam że miło byłoby zanocować w niej , z dala od tego całego laboratorium .  Zaczynałam nowe , piękne życie. Ułożyłam się na liściu paproci i zaczęłam myśleć o mojej siostrzyczce  Lilayne  i co u niej słychać , o moich nieżyjących rodzicach . W końcu usnęłam . . .

1. Przebudzenie

                                                                ~L.I.L.A.Y.N.E~



Moim umysłem targały niezliczonej ilości koszmary, które mogły zostać wyjęte z najgorszych zakamarków mojego umysłu, do którego drzwi nie mam prawa się zbliżać. A jednak zrobiłam to. Zbliżyłam się, a nawet miałam czelność je otworzyć. I wtedy stało się.
   Obudziłam się z krzykiem panicznie rozglądając się wokoło. Serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe. Jakby za chwilę miało wyskoczyć i uciec. Powoli uspokajałam oddech, jednak wyglądałam pewnie, jakbym przed chwilą przebiegła jakiś cholerny maraton. Westchnęłam i dźwignęłam się ociężale na łapach. Znajdowałam się w tym samym miejscu co wcześniej.
Dobrze, że nie w labolatorium...
Nagle ze zdwojoną siłą zaatakowały mnie wspomnienia z tamtego miejsca. Tak bardzo chciałam, aby już nigdy nie wróciły. Chciałam zapomnieć o tamtym miejscu. Tak bardzo bolało, gdy za każdym razem przed oczami malował mi się obraz wielkiego, białego budynku, oraz małego wilczka zamkniętego w klatce razem z innymi.
   Potrząsnęłam łbem, chcąc zapomnieć raz, na zawsze. Właśnie taki miałam plan - zapomnieć. Westchnełam głęboko, wpuszczając do płuc tyle powietrza, ile zdołałam, a następnie wypuszczając je. Poczułam jak wiatr owiewa mi pysk i wplątuje się w kosmyki futra. Na moim pysku zawitał lekki uśmiech. Rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się gwałtownie w powietrze. Szybowałam ponad koronami drzew, lekko muskając łapami liście, które tańczymi wraz ze mną. Zaśmiałam się głośno wzbijając coraz wyżej, aż wpadłam w miękki, biały puch, który osiadł na moim futrze. Chmury galopowały po niebie,o niczym konie po łące pełnej soczystej trawy.
   W ten dotknął mnie zapach zwierzyny. Zainteresowana zniżyłam nieco lot, aby następnie gładko wylądować na ziemi. Niedaleko mnie pasło się stado saren. Uśmiechnęłam się szatańsko, po czym skryłam w zaroślach. Zwierzęta nie wyczuły mojej obecności
I dobrze...
Pomyślałam, po czym rzuciłam się na upatrzoną wcześniej ofiare. Był nią stary i schorowany osobnik, który na pewno byłby mi wdzięczny za skrócenie jego męki.
   Po udanym polowaniu, wreszcie od paru dni, poczułam, że jestem najedzona. Siedząc przy jeziorze i wpatrując się w swoje odbicie, poczułam naglą pustkę, która zżerała mnie od środka. Wiedziałam, że osoba, wilk, którego szukam, powinien być gdzieś blisko.
Saili...
Imię to odbiło mi się echem w mojej głowie. Moja ukochana siostrzyczka, z którą rozdzielono mnie parę lat temu. Musiałam ją znaleźć. Choćby za cenę życia. Chciałabym, aby było tak jak za dawnych czasów.
Ale przecież nie będzie...
Wtedy jeszcze byłyśmy zwykłymi wilkami. Teraz płynie w nas czysta magia, którą w nas wstrzyknięto, gdy byłyśmy jeszcze szczeniakami.
   Westchnęłam głęboko, układając się w cieniu jednego z drzew. Czułam, jak moje powieki stają się coraz bardziej cięższe, aż w końcu całkiem opadły. Wtedy nie czułam już nic. Nastała błoga ciemność.